V Niedziela Wielkanocna 10.05.2020r.

 

  1. Przewidziana na dzisiaj doroczna procesja św. Stanisława z Wawelu na Skałkę nie odbędzie się ze względu na pandemię.
  2. W miesiącu maju, codzienna Adoracja eucharystyczna w ciszy od godz. 17.15, natomiast śpiew Litanii loretańskiej o godz. 17.45. W środy Nowenna do MBS o godz. 17.40.
  3. We wtorek bezpośrednio po Mszy świętej o godz. 18.00 modlitwa Słowem Bożym metodą lectio divina. 
  1. W środę Msza święta o godz. 18.00 połączona z katechezą liturgiczną w oparciu o OWMR. 
  1. W czwartek święto św. Macieja, Apostoła. Papieska Rada ds. Dialogu Międzyreligijnego w imieniu Ojca Świętego Franciszka skierowała do Episkopatów całego świata prośbę, by czwartek, 14 maja 2020 roku uczynić dniem modlitwy, postu i dzieł miłosierdzia w intencji powstrzymania epidemii koronawirusa. W te duchowe praktyki włączą się także – według własnej wiary i tradycji – przedstawiciele innych religii.
  2. W sobotę 16 maja święto św. Andrzeja Boboli, prezbitera i męczennika, głównego patrona Polski.
  3. Bardzo serdecznie dziękujemy za troskę okazywaną parafii w tym trudnym czasie panującej zarazy.

 

 

 

Kościół a polityka

Pośród wielu wydarzeń odwołanych dzisiejszej niedzieli, jest także tradycyjna doroczna procesja św. Stanisława z Wawelu na Skałkę. Brak zewnętrznego świętowania, nie zwalnia nas z refleksji nad motywami i sensownością tego wielowiekowego wydarzenia. Co więcej, nasze przymusowe zwolnienie tempa życia, stwarza możliwość do wnikania w tematy, o których w codzienności dyskutujemy, ale zbyt powierzchownie, emocjonalnie, bez właściwego pogłębienia. Dlatego na kanwie procesji z Wawelu na Skałkę pragnę zatrzymać się nad problemem Kościoła i polityki, polityki i Kościoła.

Temat ten jest ważny i obecny w całej historii chrześcijaństwa, w naszym życiu pojawia się jednak z różnym natężeniem, w określonych momentach, co może budzić podejrzenie, że jest tematem instrumentalnym, wykorzystywanym przez różne ośrodki, do doraźnych celów. Czy to dziwi?

Chrystus w środowisku politycznym

Chrystus konsekwentnie unikał włączania się w politykę, choć środowisko w którym wypełniał swoją misję, było niezwykle rozpolitykowane. Polityczną wizję świata przed Jezusem roztaczał diabeł w czasie kuszenia, tłumy chciały obwołać Chrystusa królem.

Wchodząc jako nauczyciel między ludzi Jezus musiał stopniowo ujawniać swoje posłannictwo Mesjasza, a właśnie to pojęcie było zupełnie przepojone polityką. Mesjasz w odczuciu każdego Żyda był wyzwolicielem spod panowania Rzymu i twórcą nowej potęgi Izraela. Cała historia Izraela była nasiąknięta polityką. Jezus krytycznie osądzał partie saduceuszów i faryzeuszów, a ponieważ nie chciał zbawienia „uplątać” w lokalne spory polityczne powiedział: „Oddajcie Bogu co boskie, a Cezarowi, to cesarskie” potwierdzając rozróżnienie dwóch porządków: ziemskiego i boskiego.

Przenikanie się dwóch światów

W końcowej fazie procesu Pan Jezus stanął przed Piłatem. Wytoczono oskarżenie przeciwko Niemu, że „podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi”(Łk 23,2). W trakcie przesłuchania Piłat dowiedział się, że ma przed sobą Króla Żydowskiego, którego królestwo nie jest z tego świata. Piłat jako polityk rozumiał, że w Jezusie, w oskarżających Go, Jego zwolennikach, jest inna dziedzina wartości, po prosty inna hierarchia wartości, inny obszar prawdy, do którego on nie chce się mieszać. Ale kiedy mu dalej perswadowano, że kto się czyni równym cesarzowi, kiedy została zagrożona jego pozycja, jego praca, kariera, zdecydował się na ingerencję władzy świeckiej w obszar wiary. Świat Boga i wiary zderza się ze światem ideologii, dwuwymiarowa rzeczywistość Boga i człowieka z jednym wymiarem materializmu. Piłat, człowiek reprezentujący jeden wymiar, nie mógł pojąć drugiego wymiaru. Wymiar ziemski i niebieski, materialny i duchowy, ludzki i boski krzyżują się w jednym człowieku i konsekwentnie w społeczeństwie. Ponieważ człowiek jest istotą społeczną, swoje życie ziemskie organizuje w państwo, a życie wiary w Kościół.

Na przestrzeni wieków te dwa światy organizując się przenikały się i ocierały o siebie, ich współpraca lub ścieranie się władzy świeckiej z chrześcijaństwem utworzyły cywilizację europejską.

„Rozdział Kościoła od państwa”

Słynne powiedzenie Jezusa, co cesarskie oddać Cezarowi, a co boskie Bogu, bywa używane dla uzasadnienie istnienia dwóch różnych porządków. A przecież wszystko, co Cezara, jest ostatecznie też Boże.. Przypomnijmy sobie spory i opór przed przyjęciem określenia: „państwo i Kościół – każde w swej dziedzinie – są niezależne i autonomiczne”, a obstawanie przy starym socjalistycznym, a obecnie liberalnym określeniu „Kościół jest oddzielony od państwa”, podsuwa to dalszy człon uformowany przez interpretacje, „że państwo nie jest oddzielone od Kościoła”. Jakie tego reperkusje były w przeszłości? Historia prześladowań chrześcijan w starożytności, sytuacja Kościoła w czasach komunistycznych, marginalizacja ludzi wierzących w nowoczesnych państwach dostarczają wiele dowodów świadczących o potrzebie właściwego ustawienia wzajemnych relacji. Dość często, powołując się na Jezusową sentencję, by co cesarskie oddać Cezarowi, a Bogu, co należy do Boga, próbuje się mówić o rozdziale porządku religijnego i politycznego,  rozdziale rozumianym jako odrębności tak zasadniczej, że przekraczanie granicy miedzy nimi traktowane jest nieomal jak zbrodnia. Niewierzący są przy tym w komfortowej sytuacji. Oni Boga nie uznają, więc i oddawaniem Mu tego co boskie wcale się nie przejmują. Za to wierzących stawia to w dość trudnym położeniu. Nie tylko wymusza trwanie w jakimś dualizmie myślenia inaczej w kościele, inaczej w urzędzie. W konsekwencji nie pozwala się katolikowi mieć żadnych poglądów niezgodnych z tym, co akurat obowiązuje w danym państwie. Bo jeśli juz je ma, natychmiast jest oskarżany o to, że miesza porządki. Jak temu zaradzić? Chrześcijanie wierząc, że cały świat jest Bożym stworzeniem znajdują prostsze rozwiązanie tego dylematu.

Władza to służba

Po co w ogóle jakąś władza? Anarchia nie byłaby lepsza? Jest potrzebna – jak to mądrze mówi się w katolickiej nauce społecznej – ze względu na zadania jakie się przed nią stawia. Bo władza powinna służyć dobru wspólnemu. I dlatego też powinna zawsze być sprawowana w granicach porządku moralnego. Powinna chronić prawa, które ów porządek moralny wspierają, a zmieniać na lepsze te, które będąc niesprawiedliwe nie służą dobru wspólnemu. Takiej władzy chrześcijanie zobowiązani są okazywać posłuszeństwo. Zawsze jednak – co ważne – w zgodzie z własnym sumieniem. Bo podmiotem władzy zawsze jest naród. I to on, ze względu na dobro wspólne,  przekazuje rozporządzanie swoją suwerennością różnym osobom. Ciągle jednak zachowuje prawo do kontroli. Nie tylko może rozliczać władców, ale także ich zmieniać zastępując kimś innym.

Wedle prawa, nie zachcianek

Podstawą tych działań powinno więc być prawo moralne. Ma ono szanować i popierać istotne wartości ludzkie i moralne. Nie może być tymczasowe i zmienne, zależne od opinii społecznej. No dobrze, powie ktoś, ale jak pogodzić różne wizje tego co dobre, co sprawiedliwe i godziwe? Inspirując się nauką Pisma Świętego w ciągu wieków chrześcijaństwo wypracowało koncepcję prawa naturalnego. To pochodzące od Boga prawo – uczy Kościół – wypisane jest w sercu każdego człowieka. I każdy człowiek – uważają chrześcijanie –  jeśli tylko kieruje się dobrze ukształtowanym sumieniem wie, co jest dobre, a co złe. Święty Tomasz tak o tym pisał: „O tyle prawo ludzkie ma istotne znamiona prawa, o ile jest zgodne z należycie ustawionym rozumem. I wówczas jest jasne, że pochodzi od prawa wiecznego. O ile zaś odchodzi od rozumu, zwie się prawem niegodziwym. W takim bowiem razie nie ma istotnych znamion prawa, ale raczej znamiona jakieś przemocy lub gwałtu”.

Przykłady? Trudno uznać za dobra i sprawiedliwa aborcję. Jasne, w tej sytuacji ma miejsce ścieranie się różnych interesów: ci., którzy chcą się pozbyć dziecka mówią o swojej wolności wyboru. Ale zabijane dzieci, gdyby miały głos, mogłyby postawić na przeciwnej szali prawo znacznie bardziej podstawowe niż wolność: prawo do życia. Życie jest chyba ważniejsze niż możliwość wyboru? Trudno więc uznać, że ci, którzy tego prawa dzieci do życia nie chcą widzieć kierują się naprawdę rozumem, a nie swoim chciejstwem. Podobnie z różnymi przywilejami, jakie te czy inne grupy wywalczyły sobie w społeczeństwie. Widać z tego, ze dobre prawo stawia człowieka w sytuacji podległości Bożemu prawu. Kto by takie prawo odrzucał, odrzucałby Boga. Jeśli jednak jakaś władza nie stara się realizować dobra wspólnego zaprzecza celowi, do którego została powołana. I tym samym się delegalizuje.

Sprzeciw, który jest obowiązkiem

Jeśli cesarz domaga się tego, co należy się Bogu, chrześcijanin ma prawo a nawet obowiązek się sprzeciwić – uczy Kościół. „Obywatel nie jest zobowiązany w sumieniu do przestrzegania zarządzeń władz cywilnych, jeśli są one sprzeczne z wymaganiami porządku moralnego, z podstawowymi prawami osób lub wskazaniami Ewangelii” (KKK 2242). Dobry pasterz Stanisław życie daje za owce. Sługa Boży Stefan Wyszyński wobec władzy nie szanującej dobra wspólnego mówił o tym, że wprawdzie Chrystus powiedział: „Oddajcie cezarowi co należy do cezara, a Bogu, co należy do Boga, ale jeśli cezar siada na ołtarz, to my mówimy non possumus (nie pozwalamy)”. Błogosławiony Ks. Jerzy Popiełuszko zostaje bestialsko zamordowany za obronę wartości ewangelicznych. Kościół podkreśla, że taka odmowa jest z jednej strony obowiązkiem, ale z drugiej także prawem człowieka. Dlatego nikt nie powinien być za nią karany. Powinna być dla stanowiących prawo swoistym wyrzutem sumienia. Pisał Jan Paweł II w Evangelium vitae (74): „Kto powołuje się na sprzeciw sumienia, nie może  być narażony nie tylko na sankcje karne, ale także na żadne inne konsekwencje prawne,  dyscyplinarne, materialne czy zawodowe”. Jak to wygląda w polskich realiach, niedawno mogliśmy zobaczyć… Warto dodać, że w świetle katolickiej nauki społecznej człowiek ma prawo przeciwstawiać się władzy. Człowiek ma prawo sprzeciwić się władzy, gdy „poważnie i często łamie ona zasady prawa naturalnego”. To prawo natury jest właśnie podstawą prawa do oporu.

„Mieszanie się do polityki”

Często słyszy się zarzut, że Kościół miesza się do polityki. Brzmi to jak wyrzut i oskarżenie. Taki wyrzut może mieć dwa znaczenia: albo polityka jest tak brudną sprawą, że nie wypada, aby Kościół przykładał do niej ręce, albo też polityka jest zarezerwowana tylko dla części obywateli, z której wykluczeni są ludzie Kościoła. Na ile słuszny jest ten zarzut? Należy przypomnieć, że w Kościele są duchowni i oni powinni zachować dystans wobec działań partii politycznych i świeccy, którzy mają prawo i obowiązek udziału w polityce bezpośrednio. Może za mało się mieszają? „Kościół nie ma prawa tak mówić”, to częsta opinia polityków i publicystów szczycących się umiłowaniem zasad demokratycznego i praworządnego państwa. Nauka Kościoła może się nie podobać, ale w demokratycznym państwie nikt nie może odbierać Kościołowi prawa do głosu. Oczywiście, że w dyskusji na ten temat trzeba rozróżniać pojęcia. Mój Profesor języka greckiego, kiedy tłumaczył znaczenie słowa „polis” – miasto, państwo, dodawał natychmiast, że od niego powstało słowo „polityk”, ten który zajmuje się sprawami miasta i państwa. Mówił także o słowie przeciwnym do polis – idios, od którego powstało słowo „idiota”, ten który nie zajmuje się sprawami miasta i państwa. Trzeba także odróżniać słowa: „politykierstwo” i „polityka”. Nie jestem za obecnością pierwszego z nich w życiu Kościoła, natomiast drugie jest związane z Ewangelią i dlatego nie powinno być rugowane z życia Kościoła.

„Państwo neutralne światopoglądowo”

Po pierwsze, należy pamiętać, że neutralne światopoglądowo może być jedynie państwo, ale nie jego obywatele. Światopogląd to bowiem efekt zdolności człowieka do zrozumienia samego siebie, własnej tajemnicy, sensu życia, sensu więzi z Bogiem, z samym sobą i z innymi ludźmi. Zrozumienie samego siebie oraz otaczającego świata jest koniecznym warunkiem, by człowiek był w stanie zająć dojrzałą postawę wobec siebie i świata, by wiedział w oparciu o jaką hierarchę wartości powinien podejmować decyzje oraz w jaki sposób rozwiązywać pojawiające się w jego życiu trudności.

Po drugie, państwo naprawdę neutralne światopoglądowo, stwarza swoim obywatelom równą szansę na wyrażanie osobistych przekonań oraz osobistej hierarchii wartości. W dotychczasowej historii Polski pod rządami lewicy w lepszej sytuacji byli zawsze agnostycy czy ateiści z tego prostego powodu, że mieli oni pełne prawo do wyrażania swoich przekonań, podczas gdy ludzie wierzący byli szantażowani sloganem, iż wiara jest ich sprawą prywatną. Tymczasem przekonania religijne są sprawą osobistą danego człowieka, ale nie są jego sprawą prywatną. Wpływają bowiem na jego sposoby postępowania we wszystkich dziedzinach, a zatem na jego zachowania w życiu rodzinnym, zawodowym, społecznym i politycznym. Państwo naprawdę neutralne moralnie nie ingeruje w to, jakie przekonania czy jakie symbole prezentuje dany obywatel nie tylko w swym życiu prywatnym, ale również zawodowym, społecznym czy politycznym.

Po trzecie, neutralność światopoglądowa państwa nie oznacza, że jest to państwo, które wszystkie rodzaje światopoglądów, czyli wszelkie sposoby rozumienia człowieka i świata, traktuje jako jednakowo zasadne i dobre. Państwo neutralne światopoglądowo nie może być państwem bezbronnym i bezradnym wobec światopoglądów, które okazują się szkodliwe czy destrukcyjne. Państwo nie może tolerować takiego spojrzenia na człowieka czy na życie społeczne, które prowadzi do krzywdzenia i demoralizowania poszczególnych obywateli czy całych grup społecznych. W obliczu tego typu światopoglądów (np. komunizm, faszyzm, anarchizm, nihilizm, terroryzm) państwo nie tylko nie może być neutralne, ale ze względu na ochronę swoich obywateli, ma obowiązek ustawowego zakazania tego typu idei czy ideologii.

Po czwarte, trzeba zachować świadomość, że postulat neutralności światopoglądowej nie może być odnoszony do wszystkich dziedzin życia społecznego. Postulat ten nie ma np. zupełnie zastosowania w odniesieniu do sfery wychowania. W konsekwencji nie ma też zastosowania w odniesieniu do tych instytucji państwowych, społecznych czy samorządowych, które pełnią funkcje wychowawcze w odniesieniu do młodego pokolenia. Neutralność światopoglądowa nie może odnosić się do procesu wychowania z tej oczywistej przyczyny, że wychowanie dzieci i młodzieży polega na wprowadzaniu wychowanków w określony sposób rozumienia człowieka i sensu jego życia. Wychowanie to promowanie konkretnej i precyzyjnie określonej postawy wychowanka wobec samego siebie i innych ludzi, wobec Boga i otaczającego nas świata. W konsekwencji wychowanie to wprowadzanie dzieci i młodzieży w określony rodzaj światopoglądu, gdyż nauki empiryczne w ogóle nie podejmują i nie są w stanie podjąć pytania o cel ludzkiego życia oraz o ostateczne kryteria ludzkiej dojrzałości.

Co więcej, im bardziej pluralistyczne jest dane państwo czy dane społeczeństwo, tym bardziej jednoznaczny i czytelny powinien być światopogląd, w którym wychowywany jest konkretny młody człowiek. Różnorodność przekonań, wartości i proponowanych stylów życia w sposób oczywisty utrudnia dzieciom i młodzieży zrozumienie siebie i świata oraz zajęcie dojrzałej postawy wobec siebie i świata. To właśnie z tego względu w społeczeństwach pluralistycznych pod względem lansowanych światopoglądów i stylów życia, wyraźnie rośnie liczba dzieci i młodzieży zaburzonych psychicznie, uzależnionych od alkoholu i narkotyków czy wchodzących na drogę agresji i przestępczości.

Opracował: Ks. Zbigniew Pałys MS

proboszcz