OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE XIV Niedziela zwykła – 8.07.2018 r.

OGŁOSZENIA DUSZPASTERSKIE

XIV Niedziela zwykła – 8.07.2018 r.

 

 

  1. We środę 11 lipca święto świętego Benedykta, opata, patrona Europy.

    

  1. W czwartek wspomnienie świętego Brunona Bonifacego z Kwerfurtu, biskupa i męczennika.

 

  1. W dniu 12 lipca br. zapraszamy wszystkich Parafian na całonocną Adorację w łagiewnickim Sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Rozpoczęcie o godz. 21.00 a zakończenie o 6.00 rano. Zachęcamy do skorzystania w dowolnej porze z tej wyjątkowej możliwości nocnego czuwania.

 

  1. W piątek wspomnienie świętych pustelników Andrzeja Świerada i Benedykta.

 

  1. W przyszłą niedzielę o godz. 19.00 zapraszamy na spotkanie Osoby pragnące wyruszyć w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę.

 

  1. W miesiącu lipcu i sierpniu kancelaria parafialna czynna będzie w czwartki 16.30 – 17.30 oraz w soboty 8.00 – 9.00.

 

  1. Pozdrawiamy wszystkich Gości przebywającym na wakacjach w naszej parafii i życzymy dobrego i bezpiecznego wypoczynku.

 

  1. Dzisiaj w drugą niedzielę miesiąca zbiórka na potrzeby inwestycyjne parafii. Składamy gorące podziękowania za ofiary złożone w miesiącu czerwcu. Kwota zebrana w kościele i przekazana na konto bankowe parafii wyniosła 6130 zł. Bóg zapłać wszystkim Ofiarodawcom.

 

Po co tu jesteśmy?

 

Wsłuchując się w to, co Bóg mówi do nas dzisiaj, możemy śmiało powiedzieć, że On się pochyla nad poszczególnymi częściami naszej ludzkiej osoby. On, który nas stworzył, wie najlepiej, z czego się składamy, dlatego mówi o tym, żebyśmy sobie na to zwrócili uwagę.

…słuchałem Tego, który do mnie mówił (Ez 2, 1). Tak zaświadcza prorok. Pan Bóg go posłał do ludzi, by do nich przemawiał, i zaznaczył: A oni, czy będą słuchać, czy też zaprzestaną – są bowiem ludem opornym – przecież będą wiedzieli, że prorok jest wśród nich (Ez 2, 5).

Uszy

Wyraźnie chodzi tu o uszy. To jest pierwsza część naszego ciała, na którą Bóg zwraca dzisiaj baczną uwagę. Moglibyśmy powiedzieć, że odpowiadamy sobie dzisiaj na pytanie: Po co jesteśmy na tej Eucharystii? Po pierwsze, jesteśmy tu, aby słuchać tego, co Pan Bóg mówi do każdego z nas. Zatem, jeżeli tu przychodzimy, trzeba nam sobie uświadomić, że mamy uszy. Jeżeli one służą nam do czegokolwiek, to przede wszystkim do słuchania Boga, bo od Niego je otrzymaliśmy. To jest coś oczywistego! Dlatego trzeba, aby każdy z nas się z tym skonfrontował: na ile nasze uszy rzeczywiście są oddane słuchaniu tego, co Bóg do nas mówi? Bo On mówi codziennie i chce, aby Jego słowo dotarło do nas w każdej chwili. Jest tylko pytanie: na ile Mu na to pozwalamy? Przeanalizujmy sobie, ile w ciągu dnia poświęcamy czasu na słuchanie Boga – który nas stworzył, który się na nas zna i ma do każdego z nas konkretne słowo, polecenie czy zadanie? Przeliczmy to sobie! Bo od tego, czy słuchamy, zależy w ogóle to, czy będziemy sensownie działać.

Duch

Prorok powiedział: I wstąpił we mnie duch, ‹gdy do mnie mówił›, i postawił mnie na nogi… (2, 2). Duch to druga część naszej osoby. Zatem, jaki duch jest we mnie? Jakim duchem się kieruję? – Po co jestem na Eucharystii? Jestem tu po to, aby wstąpił we mnie Duch Boży, dlatego że On stawia na nogi. Tyle razy chrześcijanie zadają pytanie, po cóż to mają znów iść na Mszę Świętą, zapominając zupełnie o tym, że jeżeli nie ma w nas Ducha Bożego, to leżymy! Jesteśmy całkowicie rozłożeni na łopatki, w ogóle nie funkcjonujemy należycie. Przychodzimy tu, aby ogarnął nas Duch Boży, żebyśmy się podnieśli, wyprostowali, bo to jest jedyna postawa godna człowieka, stworzenia Bożego. I godna każdego, kto został zanurzony w wodach chrztu świętego – i już tam! otrzymał Ducha Bożego.

To jest też druga część odpowiedzi na pytanie, po co tu przychodzę. I znowu pomyślmy sobie, czy szliśmy tu z takim zamiarem, żeby mnie Duch Boży podniósł? Czy ja w ogóle pozwalam Duchowi Bożemu, żeby we mnie miał coś do powiedzenia? A może godzę się na to, żeby wchodził duch przeciwnika Boga, szatan, czy też duch tego świata? Może kieruję się w życiu duchem tego świata, a przed Duchem Bożym zamykam drzwi, a potem narzekam, że mi się źle dzieje?

Słyszeliśmy, że duch, który mówił do Ezechiela, postawił go na nogi. Nogi to trzeci element naszej osoby, o której jest dziś mowa. Po co Bóg stawia nas na nogi? – Bo chce nas posłać! Postawa stojąca jest znakiem gotowości. Przychodzimy tu, aby Bóg mógł nas posłać. Na zakończenie Eucharystii kapłan wypowiada słowa: Idźcie w pokoju Chrystusa. To nie jest tylko ostatnie zdanie liturgii mszalnej, ale konkretne polecenie, abym szedł do tych, którzy tu w ogóle nie przychodzą, choć są ochrzczeni, żebym im przypomniał o tym, o czym jest tu dziś mowa.

Znowu trzeba odczytać znaczenie tej części ciała, jaką są nogi, i się zapytać: Na ile te nogi chodzą tam, gdzie ja chcę, gdzie mi się podoba, a na ile tam, gdzie mnie Bóg posyła? Czy ja się w ogóle zastanawiam nad tym, kiedy się gdzieś wybieram?

Twarz

Popatrzmy teraz na tę część ciała, której poświęcamy bardzo wiele uwagi, pewnie najwięcej – na twarz. W dzisiejszych czytaniach twarz zyskuje bardzo nieprzyjemne określenie. Bóg tak mówi o ludziach, do których posyła Ezechiela: To ludzie o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach… (Ez 2, 4). Przychodzimy tu po to, żeby nie mieć bezczelnych twarzy. Twarz jest bezczelna, kiedy człowiek sprzeciwia się Bogu i bliźniemu; robi to, czego nie powinien, a zachowuje się potem tak, jak gdyby się nic nie stało. Twarz cyniczna odzwierciedla wnętrze człowieka, który wie dobrze, że kieruje się w swoim postępowaniu czymś, co jest niecne i obrzydliwe, a przyjmuje taki wyraz, jak gdyby wszystko było w jak najlepszym porządku. Przychodzimy tu, żeby nigdy nie mieć tego rodzaju twarzy wobec Boga i bliźnich.

Z taką twarzą koresponduje zatwardziałe serce. A przecież serce wedle zamiaru Bożego i naszego ludzkiego myślenia i wyrażania się jest ośrodkiem miłowania, do tego Stwórca nam je dał. Miłować, czynić dobrze, być życzliwym – to są właściwe poruszenia wypływające z serca i wnętrza ludzkiego. Okazuje się jednak, że serce może być zatwardziałe w całkowitym skoncentrowaniu się na sobie. Serce zatwardziałe przede wszystkim nie dopuszcza do siebie Boga. Ale nie dopuszcza też nikogo innego; nie pozwala człowiekowi, który jest obok niego, aby zaistniał we właściwy sobie sposób. Jesteśmy tu po to, żeby nie mieć ani skrawka tego rodzaju serca w sobie.

Oczy

A potem jest o oczach. Zwraca nam na nie uwagę psalmista, który daje takie świadectwo: Do Ciebie wznoszę me oczy, który mieszkasz w niebie. Oto jak oczy sług są zwrócone na ręce ich panów i jak oczy służącej na ręce jej pani, tak oczy nasze ku Panu, Bogu naszemu… (Ps 123, 1-2).

Nasze oczy winny być nieustannie wzniesione ku Bogu. Słudzy i służebnice, którzy patrzą na ręce swoich panów i pań, są symbolem współpracy. Oni czynią to, co każe im ich pan czy pani. My również wznosimy oczy ku Bogu, żeby z Nim współpracować. To odkrywa coś niezmiernie podstawowego w naszym życiu: po to istniejemy, do takiej współpracy jesteśmy powołani. Przeto byłoby rzeczą przedziwną, gdybyśmy Boga nie pytali, gdybyśmy się wnikliwie nie wpatrywali: co też przygotował dla nas dzisiaj i jaki ma być rodzaj mojej współpracy z Nim?

Oczywiście wznosimy oczy ku Bogu również dlatego, że jesteśmy bardzo dotknięci i zmęczeni tym światem. Psalmista wyraża to rewelacyjnie: Zmiłuj się nad nami, Panie, zmiłuj się nad nami, bo wzgardą jesteśmy nasyceni. Dusza nasza jest nasycona szyderstwem zarozumialców i wzgardą pyszałków (Ps 123, 3-4).

Dusza

Tu dotykamy tej części naszej osoby, jaką jest dusza. Jakże łatwo dziś spotkać ludzi, którzy są zarozumiali i pyszni, którzy wprost zieją szyderstwem i pogardą względem bliźnich. Dusza bardzo dotkliwie przeżywa to w sobie. To bardzo! nas dotyka. Przychodzimy na Eucharystię, żeby czasem to w nas się nie pojawiło, żebyśmy się nie stali podobni do nich i nie próbowali odpowiadać tym samym, bo wtedy bylibyśmy całkowicie zniszczeni.

Potem jest mowa o policzku. Święty Paweł tak mówi o swoim ościeniu, który go dotyka: …dany mi został oścień dla ciała, wysłannik szatana, aby mnie policzkował – żebym nie unosił się pychą (2 Kor 12, 7). Paweł przyznaje się do pewnej słabości, która go zawstydza, wręcz policzkuje. Każdy z nas ma słabości: takie czy inne. Przychodzimy tu, żebyśmy otrzymali łaskę – o której Bóg zapewnia: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali… (2 Kor 12, 9) – i dzięki niej mogli przezwyciężać codziennie nasze słabości i nie wpadali w tym zmaganiu w zniechęcenie czy rozpacz.

Dzisiejsza Ewangelia dodaje do tego jeszcze dwa elementy. Pierwszy to ten, żebyśmy nie lekceważyli Jezusa. Jego rodacy doskonale Go scharakteryzowali: „Skąd to u niego? I co za mądrość, która mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez jego ręce!” (Mk 6, 2). Zadziwiali się Jego czynami, a jednak Go zlekceważyli. To są decyzje, które człowiek podejmuje swoją wolą. To też jest istotna część naszej osoby, jaką decyzję podejmę, na co się zdecyduję – przede wszystkim wobec Boga, ale także wobec siebie i drugiego człowieka. Jesteśmy tu po to, żebyśmy nigdy nie lekceważyli Jezusa. Jest rzeczą oczywistą, że chrześcijanin, który nie przychodzi na Eucharystię, lekceważy Jezusa! Jeżeli nie jednoczę się z Nim, nie oddaję się Mu cały, mniemając, że w jakiejkolwiek sytuacji poradzę sobie bez Niego – dotkliwie Go lekceważę!

Niedowiarstwo

I wreszcie, przychodzę tutaj, żebym nie był niedowiarkiem. Jezus się dziwi niedowiarstwu swoich rodaków. Niedowierzanie to ostatni element dotyczący naszej osoby, na który mamy dziś zwróconą uwagę. Chodzi o nasz rozum, bo za niedowiarstwo odpowiedzialny jest rozum, to on nie dowierza! Jakże często nie dowierzamy Bogu, bo opieramy się na swoim doświadczeniu, na swoim przekonaniu czy czyimś autorytecie, a nawet na wygodnictwie czy lenistwie; mówimy: „to niemożliwe!”, „tak się nie da żyć!”. To jest decyzja naszego rozumu. Przychodzimy tu, żeby sobie przypomnieć, że Jezus jest wtedy totalnie! zdziwiony.